Życie? Do pełna, proszę!
Żyć pełnią życia. Co to oznacza?
Dziś
wielu zasugerowałoby, że żyć pełnią życia to realizować każdą możliwość. Nie
rezygnować z niczego. Nie wybierać.
Ale
nie da się iść wszystkimi drogami naraz. Nie można przeżywać każdego wariantu
swojego życia. Życie jest tylko jedno.
Zawsze
coś zamiast czegoś.
I to
jest wspaniałe. To pozwala skupić się. Zadecydować. Rozpocząć podróż w głąb.
Dla
niektórych synonimem życia bogatego jest życie ruchliwe.
Bieg.
Po powierzchni. Bez przystanków. Z oddechem, który się rwie.
Ten
bieg nie jest miarowym długodystansowym wysiłkiem. Jest serią sprintów. Zbyt
szybkich, by zobaczyć przemierzany świat, zbyt wolnym jak na sprint.
Jest po nic, lecz to jest to smutniejsze nic. „Po nic” nie
jest tym samym co „bez interesu”. „Po nic” czytać należy dosłownie. Dla odmiany
bezinteresowność może stanowić cel.
A więc namysł. Przystanek. Oddech. Wybór. Ruch w głąb.
Ruch
w głąb to jednoczesny bezruch w innych sprawach. Nieuczestniczenie w
bieganinie, wyścigu, pogoni.
Zamiast
karuzeli w lunaparku, zamiast tunelu strachu, zamiast montażu atrakcji –
medytacja i mozolne dążenie do celu.
Żyć
pełnią życia to rezygnować z wielu aktywności, to nie rozmieniać się na drobne,
to być kimś więcej niż bohaterem kolorowych zdjęć zamieszczanych w internecie.
Jeśli
wolno zacytować własną powieść:
Miał
swoją mantrę: „mniej, mniej…”. Może później wyjaśni się do jakich spraw to
„mniej” się odnosiło, a w których nie znajdowało zastosowania. Czasem, choć
rzadko, mantra przedzierzgała się w wariant „biel, biel…”. Jak biała karta, jak
biały notes nieupstrzony notatkami, terminami spotkań, sprawunkami,
zamierzeniami.
Nie
powtarzał: „nic, nic…”, lecz „mniej, mniej…”. To kolosalna różnica, „mniej,
mniej…” jest daleko od „nic, nic…”. Blisko „nic, nic…” jest „więcej, więcej…”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz